O powietrzu

Już z tego, co ów Ma­ciek po­ka­zał i mó­wił, prze­ko­nał się każ­dy, że po­wie­trze – to nie jest nic. Jak ka­mień, zie­mia, szkło, woda, olej, – tak samo i po­wie­trze jest taką rze­czą, któ­rej nie moż­na za nic uwa­żać. Onoć tak­że po­trze­bu­je dla sie­bie miej­sca. Kie­dy masz flasz­kę peł­ną wody, to się nic już wię­cej w niej nie zmie­ści, chy­ba że wody ule­jesz. Tak rów­nież kie­dy flasz­ka jest peł­na po­wie­trza, to nic już do niej nie wej­dzie, póki to po­wie­trze nie ule­ci i miej­sca nie ustą­pi. Lu­dzie nie­ucze­ni czę­sto po­wie­trze mają za nic, bo go nie wi­dzą oczy­ma i nie za­sta­na­wia­li się nig­dy nad niem. A jed­nak moż­na bar­dzo czę­sto po­wie­trze na­wet ocza­mi i uchem roz­róż­nić. Oto ze­chciej na­brać wody w bu­tel­kę, to gdy ją za­nu­rzysz, a woda za­rżnie do niej na­pły­wać, w tym sa­mym cza­sie po­sły­szysz, jak się z bu­tel­ki wy­do­by­wa głos: bul, bul, bul, bul, a za­ra­zem wy­ska­ku­ją, bą­ble, wy­pły­wa­ją na wierzch i pę­ka­ją; w bą­blach tych wła­śnie jest po­wie­trze, co je woda z bu­tel­ki wy­py­cha.

Po­wie­trza prze­cież zwy­kle nie wi­dzi­my, bo, jak już mó­wił Ma­ciek, jest ono bar­dzo prze­zro­czy­ste, wię­cej prze­zro­czy­ste niź­li szkło, niź­li woda. Nie czu­je­my go też cia­łem, bo nie jest ani tak twar­de jak szkło, ani mo­kre jak woda, a przy­tem od sa­me­go uro­dze­nia przy­zwy­cza­ji­li­śmy się do tego… że nas ze wszyst­kich stron cią­gle ota­cza. Mach­nij jed­nak ręką albo chust­ką ku twa­rzy, a wnet po­czu­jesz, jak cię po­wie­trze zlek­ka w twarz ude­rzy i wło­sy na gło­wie po­ru­szy. Dmuch­nij na rękę, a ta­kie samo ude­rze­nie po­wie­trza w ręku po­czu­jesz.

Ptak lata w po­wie­trzu zu­peł­nie tak, jak ryba pły­wa w wo­dzie; ryba po­py­cha się płe­twa­mi i ogo­nem o wodę, a ptak tak samo po­py­cha się skrzy­dła­mi o po­wie­trze. Gdy­by po­wie­trze było ni­czem, toby pta­ki la­tać nie mo­gły.

Po­wie­trze też ma swo­ją wagę. Jest ono lżej­sze od wie­lu in­nych rze­czy, ale nie jest bez cięż­ko­ści. Prze­ko­na­li się o tem lu­dzie przy po­mo­cy ta­kiej ma­szy­ny, któ­rą moż­na po­wie­trze wy­pom­po­wać z flasz­ki. Gdy się po­wie­trze tą ma­szy­ną wy­pom­pu­je, to wten­czas flasz­ka na­praw­dę jest próż­na; kie­dy tak po­ło­żą ją na wa­gach, to wi­dzą, że jest lżej­sza, niż była przed­tem, kie­dy ją wa­ży­li ra­zem z po­wie­trzem. W ten spo­sób dało się ob­li­czyć, że kwar­ta po­wie­trza waży wię­cej niż dwu­na­stą część łuta; ko­rzec zaś po­wie­trza waży bli­sko 13 łu­tów. Jest to waga nie­du­ża w po­rów­na­niu na­przy­kład z wodą lub z czem­kol­wiek in­nem, ale za­wsze coś zna­czy. Zo­ba­czy­cie też za­raz, jaki to cię­żar po­wie­trza każ­dy czło­wiek na so­bie dźwi­ga.

Cała zie­mia jest oto­czo­na po­wie­trzem. Naj­gęst­sze i naj­cięż­sze ono jest przy sa­mej zie­mi, a im da­lej w górę, tem jest lżej­sze i rzad­sze. Lu­dzie, jak wia­do­mo, mu­szą od­dy­chać po­wie­trzem, wcią­gać je co chwi­la do płuc i bez tego ani kil­ku mi­nut żyć nie mogą. Otoż na wierz­choł­kach bar­dzo wy­so­kich gór, co się wzno­szą bli­sko na milę, ża­den czło­wiek wy­trzy­mać nie może, tak tam po­wie­trze jest rzad­kie i lek­kie. Kto tam z cie­ka­wo­ści wej­dzie, to słab­nie, do­sta­je szu­mu w uszach, krwo­to­ku z płuc, a gdy­by tam dłu­żej chciał po­zo­stać, toby ży­ciem przy­pła­cił. Jesz­cze jed­nak z dzie­sięć razy wy­żej, niż wzno­szą się naj­wyż­sze góry, się­ga po­wie­trze, tyl­ko, ro­zu­mie się, już nie­zmier­nie rzad­kie i lek­kie. Da­lej, wy­żej jesz­cze poza gra­ni­cą po­wie­trza, nie­ma za­pew­ne nic, są prze­stwo­ry próż­ne, któ­re od­dzie­la­ją zie­mię od księ­ży­ca, od słoń­ca i od gwiazd.

Pięk­ne błę­kit­ne lub sza­fi­ro­we nie­bo, któ­re wi­dzi­my w dzień i noc po­god­ną, to jest nic in­ne­go, tyl­ko to samo po­wie­trze ota­cza­ją­ce zie­mię do­ko­ła. Po­wie­trze ma­jąc gru­bo­ści z ja­kie dzie­sięć mil, za­bar­wia się w na­szych oczach na ko­lor błę­kit­ny. Po­dob­nie na­przy­kład bywa ze szkłem. Gdy pa­trzysz na jed­ną szy­bę szkła, to zda­je się, że nie ma ona żad­ne­go ko­lo­ru; ale złóż ra­zem 10, 20, lub 100 szyb jed­ne na dru­gie, to zo­ba­czysz, że szkło przy­bie­rze ko­lor nie­bie­ski albo zie­lo­ny.

Po­wie­trze opie­ra­jąc się ca­łym swym cię­ża­rem na zie­mi, opie­ra się też na lu­dziach, któ­rzy po zie­mi cho­dzą. Ucze­ni wy­li­czy­li, że słup po­wie­trza Wy­so­ki aż do szczy­tu, co go każ­dy czło­wiek na so­bie dźwi­ga, waży bli­sko czte­ry ty­sią­ce fun­tów (3827) A toż taki cię­żar zgnió­tł­by każ­de­go na mia­zgę, – po­my­śli so­bie nie­je­den. A jed­nak czło­wiek to utrzy­mu­je na so­bie i na­wet nie czu­je tego. Dzie­je się to tym spo­so­bem, że po­wie­trze cho­ciaż gnie­cie z góry, ale zato rów­nież ści­ska i wspie­ra z dołu i z bo­ków, a na­wet ze środ­ka, bo do­sta­je się ono do wnę­trza na­sze­go cia­ła usta­mi, no­sem, i drob­niut­kie­mi dziu­recz­ka­mi w ca­łej skó­rze. Przy­tem po­wie­trze jest bar­dzo ru­chli­we i z ła­two­ścią roz­su­wa się na wszyst­kie stro­ny przed na­szem cia­łem, kie­dy idzie­my lub się po­ru­sza­my. Woda ma taką samą wła­sność jak po­wie­trze, że swym cię­ża­rem gnie­cie nie­tyl­ko na dół, ale na wszyst­kie stro­ny; dla­te­go też choć się czło­wiek za­nu­rzy na dno głę­bo­kiej rze­ki, je­zio­ra lub na­wet mo­rza, i dźwi­ga ogrom­ny słup wody na so­bie, to rów­nież tego ciężaru nie czu­je.