Śnieg

Je­śli po­wie­trze w gó­rze, jest mroź­ne, to drob­niut­kie pył­ki wod­ne, z któ­rych skła­da się chmu­ra, mar­z­ną na­gle i ści­na­ją się w ma­luch­ne igie­łecz­ki lodu. Igie­łecz­ki ta­kie przy spa­da­niu sty­ka­ją się jed­ne z dru­gie­mi, zle­pia­ją się i two­rzą płat­ki śnie­gu. Płat­ki te mają zwy­kle kształt prze­ślicz­nych gwiaz­dek w róż­ne wzo­ry uło­żo­nych. Kto cie­ka­wy, niech do­sta­nie szkło po­więk­sza­ją­ce, po­tem kie­dy­kol­wiek (tyl­ko pod­czas dnia mroź­ne­go) jak śnieg bę­dzie pa­dał, niech zła­pie kil­ka płat­ków na czar­ne suk­no lub pa­pier, i niech się im przez owe szkło przyj­rzy. Ta­kie gwiazd­ki śnie­go­we mo­gły­by dać mnó­stwo ślicz­nych wzo­rów haf­ciar­kom i sztu­ka­to­rom wy­ra­bia­ją­cym róż­ne ozdo­by do ro­bót mu­lar­skich, sto­lar­skich, sny­cer­skich, ślu­sar­skich i t… p. Je­śli jed­nak śnieg pada bez mro­zu du­że­mi pła­ta­mi, to gwiazd­ki już nie są ta­kie kształt­ne, bo zle­pia się ich dużo ra­zem i drob­ne ich cząst­ki top­nie­ją.

Czę­sto płat­ki śnie­gu le­cąc z chmu­ry na dół spo­ty­ka­ją na dro­dze cie­płe po­wie­trze; wten­czas to­pią się i spa­da­ją na zie­mię kro­pla­mi wody w po­sta­ci zwy­czaj­ne­go desz­czu. Zda­rza się też, że i owe kro­ple ze sto­pio­ne­go śnie­gu po­wsta­łe nie mogą jesz­cze do­się­gnąć zie­mi, bo schną w po­wie­trzu.Śnieg zwy­kle two­rzy się w chmu­rach i pada pod­czas zimy. Jed­na­ko­woż je­śli para wod­na wznie­sie się do ta­kiej wy­so­ko­ści w po­wie­trzu, gdzie wiecz­ne są mro­zy, to na­wet w naj­go­ręt­sze dnie let­nie ści­na się w drob­niu­tecz­kie igieł­ki lo­do­we, z któ­rych po­tem two­rzą się gwiazd­ki śnie­gu. Owe ob­ło­ki, któ­re na­kształt strzęp­ków waty prze­su­wa­ją się zwol­na w dzień po­god­ny po błę­kit­nem nie­bie, to są mgły zło­żo­ne z ta­kich pył­ków pary za­mro­żo­nych w igie­łecz­ki śnież­ne. Śnieg z tych ob­łocz­ków nig­dy w le­cie zie­mi nie do­się­ga, bo spa­da­jąc za­wsze się roz­ta­pia w po­wie­trzu, a po­tem w parę się za­mie­nia,

W na­szym kra­ju śnieg nie daje się zwy­kle we zna­ki, a w nie­jed­ną zimę jest go na­wet za mało i dro­ga san­na usta­lić się nie może. Ale po nie­któ­rych in­nych kra­jach, na­przy­kład w wie­lu miej­sco­wo­ściach Ro­sji, śnieg re­gu­lar­nie każ­dej zimy po­kry­wa zie­mie na parę łok­ci gru­bo i leży sta­ie przez kil­ka mie­się­cy. Za­mie­cie śnież­ne za­sy­pu­ją tam dro­gi, że i śla­du ich zna­leźć nie­po­dob­na, a nie­raz żyw­cem za­grze­bu­ją, lu­dzi po dro­gach. Zda­rza się też czę­sto, iż wie­śnia­cy obu­dziw­szy się zra­na spo­strze­ga­ją, że cały dom aż do szczy­tu jest śnie­giem za­wia­ny i nie­ma któ­rę­dy wyjść z nie­go. Mu­szą, wten­czas wy­ła­zić przez dach i cho­dząc po śnie­gu za po­mo­cą sze­ro­kich łyżw czy­li de­sek do nóg przy­mo­co­wa­nych, ro­bią ostróż­nie w głę­bo­kich za­spach prze­ko­py do drzwi i do okien.

Pod wy­so­kie­mi gó­ra­mi, któ­rych wierz­choł­ki są… po­kry­te wiecz­nym śnie­giem, zda­rza­ją się bez po­rów­na­nia strasz­niej­sze wy­pad­ki. Oto ob­ry­wa się z góry brył­ka śnie­gu, to­czy się po spa­dzi­sto­ści co­raz ni­żej, ob­le­pia się po dro­dze w co­raz wię­cej śnie­gu, ro­śnie i ro­śnie, aż stop­nio­wo za­mie­nia się w ogrom­ną, to­czą­cą się górę, któ­rej ni­czem po­wstrzy­mać nie moż­na. Za­grze­bu­je ona i za­bi­ja po dro­dze lu­dzi i zwie­rzę­ta, a je­śli tra­fi na ja­kieś do­mó­stwo, lub na­wet choć­by na całą wio­skę, to za­sy­pie wszyst­ko tak, że i śla­du nie­ma, żeby pod tym śnie­giem co było. W ten spo­sób giną nie­raz dzie­siąt­ki i set­ki ludu w gór­skich wio­skach w Szwaj­car­ji, gdzie to wzno­szą się naj­wyż­sze w na­szej czę­ści świa­ta góry, zwa­ne Al­pa­mi. Po­dob­ne nie­szczę­ścia przy­tra­fia­ją się i po in­nych kra­jach w oko­li­cach gór tak wy­so­kich, że ona nich leżą wiecz­ne śnie­gi.